PO CHOLERĘ?
I od tego momentu codziennie myję podłogę, kilka razy dziennie odkurzam, zbieram kupy z ogródka lub trawnika, wydaję więcej kasy na karmę, smaczki, weta, psie zabawki i leki, planując wyjazd naciskam opcję "miejsce przyjazne zwierzętom", płacę za nią w hotelu, biorę mniej bagażu, bo pies zajmuje bagażnik, wstaję rano i czy deszcz, czy wiatr czy słońce to idę na spacer, częściej też piorę, bo Beza lubi łapami pobrudzić mój płaszcz lub spodnie, a umycie psa zużywa sporo wody.
na cholerę więc pies?
Nie wszędzie z psem pojadę, nie każdy się zajmie niemal 30-kilową Goldenką, nie zawsze mam idealnie czysto i nie zawsze ochoczo lecę na spacer o siódmej czy dwudziestej drugiej.
No po cholerę?!
Pojawienie się Bezy stało się obowiązkiem, codziennym, bo sunia to żywe stworzenie, ale też i wielką radością. Nikt nie cieszy się tak bardzo jak się obudzę czy wracam z pracy, nikt nie liże mnie po twarzy z tęsknoty, nie łazi za mną krok w krok, nie dziumdzia moich skarpetek, nie gryzie papci. Beza zawsze wysłucha, co mam jej do powiedzenia, wcina ze mną arbuza, jabłko, a czasem paluszka. Odkąd z nami jest, przestajemy myśleć o sobie, traktujemy ją jak członka rodziny, dostosowujemy się do jej potrzeb. W zamian dostajemy merdanie ogonem, szuranie dupką gdy wracamy do domu, pocieszne minki, gdy czegoś się domaga lub udaje niewiniątko. Jest towarzyszem, spoiwem, radością. I miłością. Bezwarunkową.
Nigdy nie myślałam, że tak cholernie mocno można pokochać psa.
#międzynarodowydzieńpsa
Komentarze
Prześlij komentarz