NIEŁATWO

 




Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. 
Już na samym początku trzeba było walczyć krzykiem o pierwszy oddech. Już wtedy wiadomo, że życie nie jest sprawiedliwe. Niektórzy łapią ten pierwszy oddech z łatwością, inni muszą się ciężko napracować, a jeszcze innym nie jest on dany do samodzielnego wykonania.

Potem kolejne schody. Pierwszy krok, słowo, poznawanie otaczającego świata. I ciągła walka. Mniejsza lub większa.
Bo przecież każdego dnia walczymy o coś. Pewne rzeczy przychodzą z łatwością, o inne trzeba się natrudzić, niektórych spraw natomiast nigdy nie rozwiążemy ani nie przeskoczymy. 

Możesz wtedy boksować się z losem, przeklinać go, wyśmiewać, lekceważyć, rzucać się z pięściami na cały świat lub...usiąść spokojnie, napić się kawy lub herbaty, pomyśleć. Są rzeczy, na które nie masz wpływu. Trzeba się z tym pogodzić. Jednak istnieją także takie sprawy, które zależą od Ciebie.
 
Możesz zrobić listę tego, na czym Ci zależy, czego potrzebujesz, a co zastawisz? 
Może trzeba zmienić pracę, uciąć jakieś znajomości, zrobić porządek z uczuciami, przemeblować priorytety? 
Może trzeba będzie zabawić się w projektanta i uszyć to życie na swoją miarę, przepasać je szczęściem, zafarbować radością, doszyć doń dystans?

Coś na pewno da radę zrobić, by człowiek był szczęśliwy. Recepty masz Ty. Nawet jeśli o tym nie wiesz. Poszukaj, pomyśl, projektuj i uśmiechnij się. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale też nikt nie zabronił Ci walczyć o swoje...

Podoba Ci się ten post?
Podaj go dalej.

Obserwuj moją stronę
ładuj nią baterie. Zaczytaj się w niej.
Warto!
Image on Pixabay

SERIAL

 

Obraz Engin Akyurt z Pixabay



Od jakiegoś czasu gram niezłą rolę!!! Serio. W super operze mydlanej, która się rozkręca i co chwila dorabiane są nowe odcinki.

Dziewczyny Wy też tam zostałyście obsadzone! Serio! Mówię Wam. Każda kobieta w tym kraju, która ma już na tyle rozwiniętą macicę, żeby comiesięcznie krwawić. Matki przyszłe i obecne. No po prostu sztos.

Serial można by określić różnymi tytułami, ja proponuję „Klan”, „Bardzopolscy” albo „Na złe i na złe”.

Gramy tam w sumie same siebie, trochę jednak kukiełki, bo niczym u Orwella wielki brat (celowo z małej) chce kontrolować każdy nasz ruch, sam decydować, co wolno nam ubrać, czytać, jak się prowadzić, do kogo/czego się modlić, jak mamy myśleć (byle nie za dużo). A propos rozmnażania też chce mieć sporo do powiedzenia, nieważne jakim i czyim kosztem! Jako że uważa się za wielkiego może nawet okaże nam chwilę uwagi i łaskawie powie, że mamy cierpieć, bo to wpisuje się w naszą kobiecość. A my powinnyśmy wtedy otrzeć łzę i wziąć ten ciężar na swoje barki nie skarżąc się za bardzo. No bo jakżeby się sprzeciwić temu wielkiemu????

Posłusznie więc staniemy w równym rządku, odziane schludnie po kostki i szyję, oczy spuścimy (ależ okropne słowo, tfu!!!). Wróć! Oczy skierujemy w dół i będziemy czekać na naszą kolej.

Na nagrody?

Nie tym razem Dziewczyny Moje ☹

Na numerek (znów obrzydliwe, tfu tfu, niegrzeczna ja!).

Wróć!

Na liczbę zatem, kiedy to nasze macice będą wpisywane w rejestr. Nieważne w jakim stanie, grunt, żeby były wypełnione (i to najlepiej „po bożemu” – z całym tu szacunkiem do Pana Boga). A jak Matka Natura zdecyduje inaczej to tłumacz się Dziewczyno, cóżeś Ty uczyniła niegodziwego. Stań przed wielkim bratem i jego podwładnym i przeżywaj te katusze i jeszcze raz, i jeszcze, żeby zapiekło do żywego, żeby serce krwawiło, bo jak to możliwe żeś pusta? A jak na dodatek się jaki medyk znalazł, który Twoje życie ratował to biada mu, oj biada!

Bo baba przecież wszystkiemu winna!

Bo gdzie diabeł nie może to babę pośle!

Tak, babę z piekła rodem!

Gdzie ja żyję, ja się pytam do cholery jasnej?

W państwie totalitarnym?

Na folwarku zwierzęcym?

Za żelazną kurtyną?

W średniowieczu, gdzie tylko nieliczni wiedzą, że zaćmienie księżyca to nie gniew Najwyższego, a prawa natury?

Gdzie kobieta nie ma żadnych praw, bo jest własnością ogółu i jako gorsza płeć nie jest w stanie decydować o sobie?

Mam się bać wyrażać własne zdanie?

Tańczyć jak marionetka, bo ktoś wie lepiej, jaki jest cel mojego życia?

Być jak dziecko i ślepo ufać temu, co mówi pan na wysokim krzesełku?

Zacisnąć zęby i cierpieć albo poświęcać życie?

A czy ktoś w tym kraju spisuje gwałcicieli?

Albo pedofilów, którzy piastując często wysokie urzędy, hasają sobie wolno?

Czy obok definicji cnót niewieścich pojawiły się też tych rycerskich, jak dbać o damę swego serca, nie kalać jej dobrego imienia, a swoich myśli wulgarnym pożądaniem i nieokiełznaną chucią?

Czy zajście w ciążę ma się wiązać ze strachem o siebie?

Czy ktoś heroskom, które zdecydują się urodzić chore dzieci ktoś pomoże, długofalowo przez kilkanaście lub kilkadziesiąt lat czy tylko spojrzy z politowaniem w myślach się ciesząc: „Jak dobrze, że to nieszczęście na mnie nie trafiło?” i zrzuci całą pomoc na Pana Owsiaka i rzeszę jemu podobnych, którzy cerują sprzętowe braki w polskich szpitalach, a przed którymi ja osobiście chylę czoła, że im się chce ruszyć doopę?

Obawiam się, że znam odpowiedź.

Ktoś tu musi bardzo nienawidzić kobiet. Z całych sił, aż się trzęsąc. I to nie tylko jest kilku facetów, którzy dorwali się do władzy. To też kobiety, z jedną na czele, która musi także nie znosić samej siebie, która żyje w jakimś matrixie nie mając pojęcia jak wiele twarzy ma macierzyństwo. 

ten ktoś musi bać się kobiet. Panicznie.

Atak bowiem i spętanie kajdanami jest tylko i wyłącznie rezultatem strachu i nienawiści.

Strachu tak wielkiego, że poza nim nic się nie liczy…

I nienawiści do siebie samego tak ogromnej, że na inne uczucia nie ma już miejsca…



Poli Ann – kobieta, matka, żona, córka, ciotka, kuzynka, obywatelka, Europejka.

Poli Ann - CZŁOWIEK!

Zgadzasz się?

Podaj ten post dalej!!!

Obserwuj moją kobiecą stronę życia, gdzie poruszam różne tematy!

Warto!




ANALOGOWO



Wychowałam się w czasach bez Internetu. W domu telefon pojawił się, gdy byłam chyba w przedszkolu lub w klasach początkowych podstawówki. Dzwoniło się rzadko, bo połączenia były drogie. Pisałam listy do rodziców, wysyłałam pocztówki z kolonii, znałam na pamięć wszystkie adresy i numery telefonów każdej koleżanki, cioci, kuzynki i sąsiadów. Pisałam wypracowania odręcznie, korzystałam ze słowników, atlasów, encyklopedii. I przeżyłam:))) Zdobyłam wykształcenie, zrobiłam maturę, skończyłam studia - wtedy Internet raczkował. Przeżyłam:) I było niesamowicie.

Mój blog jednak istnieje tylko tu (na platformie bloger także, ale tam tylu z Was nie zagląda). I powiem Wam, a raczej napiszę, mimo, że uważam, że świat analogowy był naprawdę wspaniały to MIŁO DO WAS DZIŚ NAPISAĆ:)
Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto!

PO CHOLERĘ?


Goldenka Beza jest z nami od 25 listopada 2020.
I od tego momentu codziennie myję podłogę, kilka razy dziennie odkurzam, zbieram kupy z ogródka lub trawnika, wydaję więcej kasy na karmę, smaczki, weta, psie zabawki i leki, planując wyjazd naciskam opcję "miejsce przyjazne zwierzętom", płacę za nią w hotelu, biorę mniej bagażu, bo pies zajmuje bagażnik, wstaję rano i czy deszcz, czy wiatr czy słońce to idę na spacer, częściej też piorę, bo Beza lubi łapami pobrudzić mój płaszcz lub spodnie, a umycie psa zużywa sporo wody.
na cholerę więc pies?
Nie wszędzie z psem pojadę, nie każdy się zajmie niemal 30-kilową Goldenką, nie zawsze mam idealnie czysto i nie zawsze ochoczo lecę na spacer o siódmej czy dwudziestej drugiej.
No po cholerę?!
Pojawienie się Bezy stało się obowiązkiem, codziennym, bo sunia to żywe stworzenie, ale też i wielką radością. Nikt nie cieszy się tak bardzo jak się obudzę czy wracam z pracy, nikt nie liże mnie po twarzy z tęsknoty, nie łazi za mną krok w krok, nie dziumdzia moich skarpetek, nie gryzie papci. Beza zawsze wysłucha, co mam jej do powiedzenia, wcina ze mną arbuza, jabłko, a czasem paluszka. Odkąd z nami jest, przestajemy myśleć o sobie, traktujemy ją jak członka rodziny, dostosowujemy się do jej potrzeb. W zamian dostajemy merdanie ogonem, szuranie dupką gdy wracamy do domu, pocieszne minki, gdy czegoś się domaga lub udaje niewiniątko. Jest towarzyszem, spoiwem, radością. I miłością. Bezwarunkową.
Nigdy nie myślałam, że tak cholernie mocno można pokochać psa.
#międzynarodowydzieńpsa

KWITNĄCO

 



"Wyglądasz kwitnąco" - napisała mi znajoma.
I nie odpisałam:
"Ojej, nie przesadzaj. To kiecka z wyprzedaży."
Choć faktycznie za kreację dałam grosze to koleżance szczerze podziękowałam. Serio, czuję się kwitnąco. Czy tak wyglądam? Nie wiem, nie mnie oceniać. Ja się sobie podobam, a to najważniejsze. Wiele razy podkreślałam, że dużo czasu zajęło mi dogadanie się z sobą. Pewnie była to też kwestia wychowania, by być skromną, nie przechwalać się, spuszczać wzrok. No cóż, jestem w takim etapie życia, że jest mi ze sobą dobrze. Doceniam siebie, chwalę, pozwalam na słabości, znam swoją wartość.
Z mojej perspektywy mogę powiedzieć, że czuję się kwitnąco w każdym znaczeniu tego słowa. Sporo osiągnęłam, nauczyłam się, uczę też innych i nieustannie dostaję sygnały, że nieźle mi idzie. Życie mnie przeorało, skopało tyłek. Upadałam i podnosiłam się wiele razy. Tak bywa. Jak jednak kwitnę, rozwijam się, coraz częściej myślę o sobie i swoich potrzebach. Obserwuję ludzi, zbieram wokół siebie tych, na których mi zależy i którym zależy na mnie. Nie przepycham się łokciami. Idę prosto, na szpilce, dumnie, z uśmiechem i myślę sobie - "Kobieto
dasz radę!
" I daję, dlatego jest kwitnąco w środku i na zewnątrz!
Podoba Ci sie mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją kobiecą stronę życia Poli Ann
Warto. Naprawdę.
PS. By było kwitnąco naprawdę nie trzeba wiele. Dogadaj się z sobą, skup na mocnych stronach i pomyśl: "Ale fajna babka w tym lustrze!" i uśmiechnij się do niej. Wtedy będzie kwitnąco!

SAUNOWE OPOWIEŚCI






Uwielbiam chodzić na saunę. Szczególnie po wypływaniu się na basenie. Wytrawnym pływakiem nie jestem, jednak co przepłynę to moje.
I udało się ostatnim razem wyskoczyć z moim lubym, by kąpieli rześkich nieco zażyć i ciało wypocić.
Popływałam sobie nieco, a że zatoki żem zawalone miała to udałam się na sauny, by się ogrzać i te drogi oddechowe oczyścić.
W saunie mokrej byłam sama. Luksus pełen. Zimny prysznic i na suchą. Wchodzę ochoczo. Szansa na samotny seans jest, zamykam oczy, czuję jak mi się pory otwierają, popadam w błogi stan, a tu nagle zjawia się dwóch towarzyszy w wieku seniorskim. I zaczyna się dyskusja o...sporcie? Żonach niedobrych? Kochankach? Gdzie tam! Otóż panowie prawili o zgadze, rwie kulszowej, zaparciach i biegunkach. Ja z zamkniętymi ślepiami próbuję skupić się na gorącej atmosferze wnętrza, ale ni ch...bo oto właśnie temat prostaty, o tym i jak często który mocz oddaje, w jakim kolorze i czasie, i jakie pastylki łyka. Bynajmniej nie te niebieskie:)
Nie żebym kwestie zdrowotne panów bagatelizowała, bo sama regularnie się badam i jestem bardzo zdyscyplinowanym pacjentem, ale choć pot mi ciekł po oczach nawet to ich nie otwierałam w obawie, że rozmowa moich towarzyszy odbywa się z prezentacją omawianego zagadnienia. Zresztą z takimi ślepiami po omacku niemal ów gorący przybytek opuściłam, ledwo dysząc, nie z gorąca żeby była jasność. Chłop mój śmiał się ze mnie i ani raczył mnie wybawiać z opresji grzejąc tyłek w jacuzzi.

Następnym razem zaś, kiedy to znów udawałam olimpijkę w pływaniu, ponownie udałam się do przybytku gorących rozkoszy. I zamykam oczęta, grzeję ciało... wnet wkracza do sauny młody tym razem mężczyzna. Sam, jeden czyli ok, rozmów o prostacie nie będzie. Pięknie zbudowany, z zarysowanymi mięśniami. No no no.
Chłopak rozkłada ręcznik i ani myśli siadać, robi skłony, wymachy, a nogę unosi tak wysoko, że aż mnie gałki oczne bolą. Potem wykręca to swoje umięśnione ciało robiąc z nim takie cuda, że mnie dziw bierze. To tak się da? - krzyczę w myślach patrząc jak mój towarzysz stoi w tej saunie na rękach, a nogi ma jakoś dziwnie poplątane. Ale pion trzyma. I se jeszcze normalnie oddycha, podczas gdy ja ledwo zipię. Szacun. Gębę moją więc rozdziawiam i myśli kosmate mieć zaczynam, to znaczy cieszę się że mój osobisty chłop tak rozciągnięty jednak nie jest, bo inaczej seks z takim joginem to strach uprawiać. Kalectwem normalnie grozi. Tym razem ślepia mam otwarte podziwiam saunowego mistrza, wciąż nie wierząc, że jednak w saunie da się siedzieć w pozycji świecy, a tu wpada mój luby, wzrokiem Bazyliszka omiata nieświadomego jogina, z którym do alkowy bym nie poszła, siada przy mnie i mnie za kolano łapie. Jakoś tyłka w jacuzzi już nie grzeje.
Mówię Wam, sauna to interesujące miejsce jest:)

Podoba Ci się ten post?
Podaj go dalej.
Zrób nim komuś dzień:)
Obserwuj moja stronę
Warto!

ROZPUSZCZANIE

 




- Ja już wiem, jak rozpuścić kobietę, bejbe już moja głowa w tym. W sumie to między nogami, jej, hahaha - zaśmiał się w głos prężąc klatę i szczerząc zęby. Był przystojny, dobrze zbudowany. I na pewno bardzo, ale to bardzo pewny siebie. Patrzył na nią łapczywie wcale nie krępując się tym, że niemal słyszała jego kosmate myśli.
- Spojrzę w oczy, przytulę tak mocno, że ona go poczuje. Będzie wiedziała, że jest gotowy i że da jej rozkosz, dużo rozkoszy. Bejbe on dużo potrafi - kontynuował z błyskiem w oku personalizując swoje genitalia.
- No mów dalej... - bawił ją tym jak się pyszni. Zawsze myślała, że tacy mężczyźni istnieją tylko w filmach, a jednak nie. Przed nią siedział żywy egzemplarz.
- Ścisnę ją, oprę o ścianę i ją wezmę. Bejbe, ona sama będzie chciała. Powiem jej, że jest seksowna, złapię za tyłek i będę ją tak dalej rozpuszczał. Patrz - wyciągnął telefon i zaczął jej pokazywać swoje zdjęcia. W sumie to własnego torsu i bioder. Ona nic nie mówiła. Obserwowała jak on rośnie chwaląc się swoją klatą.
- A ona? - spytała.
- Co ona bejbe?
- Jesteś taki pewien, że jej się to będzie podobać?
- Bejbe każdej się podoba, tylko niektóre są takie wiesz, no świętojebliwe. Ja mam swoje sposoby na rozpuszczanie. Jak się której nie podoba to jej strata, hahaha - rozsiadł się wygodnie. - Ty też jesteś niezła dupcia - powiedział swobodnie, pożerając ją wzrokiem.
- Tak? - spojrzała mu prosto w oczy.
- Bejbe, oj brałbym - zamlaskał ustami.
- Brać to sobie możesz prysznic co najwyżej. Poza tym wiesz, niezły to może być najwyżej film.
- Film?
- Tak, kobieta może być piękna, atrakcyjna, seksowna, pociągająca...
Spojrzał na nią, chyba nie bardzo rozumiał o co jej chodzi.
- No mówię, że dupa jesteś niezła.
- Kiedy ostatnio dostałeś w twarz? - zachowała spokój, choć ręka ją świerzbiła jak cholera, by zdzielić go w któryś policzek.
- A zdarza się - uśmiechnął się dumnie.
- Jednak? Bo widzisz twój policzek jakoś przyciąga moją pięść.
- Co? - nie zrozumiał. - A w pysk czasem dostaję albo mnie laski blokują na fejsie.
- A którejś się podobają te teksty twoje? - spojrzała mu prosto w oczy.
- Każdej, ale się wstydzą - był przekonany o swojej racji.
- Wstydzą mówisz...
- No pewnie, każda by chciała żebym ją rozpuścił.
- Rozpuścił? Raczej rozwścieczył.
- A co nie kręcą cię? - zapytał rozczarowany. - Nie cieszy cię, że taki facet jak ja by ciebie chętnie rozpuścił?
- Nic a nic - powiedziała ze śmiechem. - Gdybym była z tobą na randce już dawno kawę wylałabym ci na spodnie albo i chlusnęłabym nią w twoją twarz. Co z tego, że ładną, jak twoja głowa jest brzydka.
- Brzydka? - obruszył się. - Ja mam kształtną głowę.
- Ale myślenie masz zniekształcone.
- Wykształcenie mam przecież.
- Ja nie o tym. Albo inaczej, masz niewykształcony zmysł jak kobietę rozpuścić.
- No wiem przecież, powiem kilka komplementów, pokażę klatę, zabiorę na kolację i jak przycisnę do ściany... - rozpędzał się.
- To ulega? Czy jednak daje w pysk i ucieka?
- Aj, bo wszystkie takie święte prawie...
- Czyli nie ulega?
- Rzadko, bo wiesz, takie niedostępne zgrywają - podniósł głos.
- A pomyślałeś, że wciąż popełniasz ten sam błąd? - zapytała spokojnie.
- Ja?
- No przecież nie ja.
- Niby gdzie? - zapierał się. - Ja się im podobam, lecą na mnie, widzę to w ich oczach.
- To, że kobieta jest zainteresowana nie znaczy, że od razu pójdzie z tobą do łóżka.
- A ty skąd wiesz? - uśmiechnął się.
- Jakoś tak się składa, że jestem kobietą i wiem, że niektóre kobiety lubią szybkie akcje, a niektóre trzeba rozpuszczać powoli. A tych drugich może nawet jest więcej.
- Każda chce, tylko nie każda wie, że chce - nie odpuszczał.
- Na kawę może pójdą, ale swoim zachowaniem je odstraszasz, skutecznie raczej. Poświęciłeś którejś z nich więcej czasu?
- A po co? Nie ta, to następna.
- No właśnie, dlatego nigdy żadnej z nich nie rozpuściłeś naprawdę. Kobiecie trzeba dać zrozumieć, że jest bardzo ważna. Że nie tylko ją weźmiesz w łóżku, ale i w ramiona. Rozpuścisz ją swoją obecnością, uśmiechem, zabawnym smsem (ale nie chamskim memem), niezobowiązującą kawą, delikatnym komplementem niekoniecznie na temat jej tyłka. Nie rzucaj się na nią, daj jej czas, okaż zainteresowanie jej pracy, hobby. Rozpuszczanie trwa. Daj jej ciepło, wtedy będzie ciekła Ci przez palce. Gdy za mocno podgrzejesz temperaturę, ona się spali.
- Pierdolisz - wstał oburzony.
- Nie tak jak ty - odparła ze śmiechem machając mu na pożegnanie podczas gdy on zbity z tropu mruczał coś pod nosem nie godząc się z tym, co usłyszał.

Podoba Ci się ten post?
Podaj go dalej.
Kobiet do rozpuszczenia jest wiele, a sposobów na to jeszcze więcej:)
Obserwuj moją stronę Poli Ann
17 000 z Was już rozpuściła:)

KOMPLEMENT

  - Ładna sukienka. - No coś ty, stara. - Ślicznie dziś wyglądasz. - Nie przesadzaj. - Do twarzy ci w tych okularach. - E tam. Zwykłe oksy. ...