Image by sasint on Pixabay
Niewysoka, trochę pulchna z idealnie prostymi zębami. Żyje w niedużym mieście, blisko rodziców. Ma z nimi silną więź. Jest jedynaczką, wyczekaną bo mama przez prawie 10 lat nie mogła zajść w ciążę. Dbali o nią, dziadkowie pomagali w wychowaniu. Nie chodziła ani do żłobka ani do przedszkola. Była bardzo nieśmiała i małomówna. Po dziś dzień zresztą taka jest. W życiu dorosłym miała ułatwiony start. Dostała mieszkanie po dziadkach. Zrobiła licencjat. Wyszła za mąż. Z pracą trudno. Ze swoją nieśmiałością nie udawało się jej przebrnąć przez rozmowy kwalifikacyjne. Na szczęście mąż pracował. Kredytu nie mieli i choć kokosów nie zarabiał, starczyło na życie. Po dwóch latach zaszła w ciążę. Zniosła ją dobrze. Dziecko przyszło na świat zdrowe i śliczne. Rozwijało się prawidłowo. Rodzinna sielanka.
Problemy się zaczęły, gdy Maja przestała spokojna sypiać. Za duża była na kolki. Powoli wykluczano kolejne choroby. Była zdrowa, a mimo to było coś nie tak. Małgorzata nie chciała tego widzieć. Dziecko po prostu słabo spało. Nie mówiło, bo przecież nie każde gada od razu. Nie sygnalizuje potrzeb fizjologicznych, bo za wcześnie. Nie je samo, bo jest jeszcze małe. Ssie smoczek, bo lubi. Niszczy zabawki, gdyż widocznie mu się nie podobają. Nie bawi się z innymi dziećmi ani nie szuka z nimi kontaktu, bo jest bardzo nieśmiałe. Jak ona w jej wieku. Nie patrzy w oczy, bo dzieci przecież nie mają podzielnej uwagi. Zresztą Maja się najzwyczajniej w świecie wstydzi no! Wszystko przecież jest w porządku. Czego tu wymagać od trzylatki, potem od czterolatki. No ma sześć smoczków, każdy na inną porę dnia i nie daj Boże któryś zgubić. Będzie wrzask aż się zmęczy, a to nie tak prędko. No nosi ciągle pieluchy, bo jest wrażliwa na fetor fekaliów. Nieważne, że załatwia się w jednym miejscu, za fotelem i tylko gdy są spełnione jej warunki. Bawi się rzucając zabawkami, niszcząc je albo w kółko robiąc tę samą czynność. I tak może godzinami, ale Małgorzata jest szczęśliwa, bo dziecko się ładnie bawi. Mała nie lubi dotyku, ubrań, wody. No ale ma atopową skórę, to przez nią tak płakała. Teraz smarują skórę emolientami i jest lepiej. No trochę lepiej, bo Maja nadal wyje po nocach tak, że sąsiedzi wzywają policję, myśląc, że za ścianą dziecko katują. I tak przez długie miesiące Małgorzata nie dopuszcza do siebie nikogo i nic. Żadnych przyjaciół, rodziny, znajomych. Tłumaczy się zmęczeniem. Najbliższą przyjaciółkę pogoniła, gdy ta szczerze jej powiedziała, że Maja to chyba jakieś zaburzenia ma. Może autyzm. Teraz tyle o tym trąbią. Może warto iść z małą dokądś, do psychologa, do ośrodka wczesnej interwencji. Gdziekolwiek. Małgorzata zabija ją wzrokiem. Wyzywa od najgorszych. Wyrzuca z mieszkania. Jakaś nienormalna ta Kaśka. Zazdrosna, że się Gośce układa, że nie ma kredytu, nie musi pracować. Ludzie to są jednak zazdrośni i podli.
Tę samą prawdę Małgorzata słyszy od dermatologa, który leczy Majki skórę. Szok, płacz, niedowierzanie. Jak to? Przecież była normalną dziewczynką. Małgorzata ponownie zamyka się w czterech ścianach. Tym razem czyta po nocach wszystko, co dotyczy autyzmu. Podnosi się powoli. Ociera ciurkiem płynące łzy. Myszka i klawiatura mokre. Obserwuje Majkę. Symptomy się zgadzają, książkowe. Małgorzata zbiera amunicję. Jak na wojnę.
Jutro idzie z Mają do ośrodka wczesnej interwencji. Chcą ją dokładniej zdiagnozować i zacząć terapię. Wymówki Małgosia odłożyła na potem. Nie ma siły patrząc na czterolatkę, która nie je sama, ssie smoczek, nosi pieluchy, nie komunikuje się i nie utrzymuje kontaktu wzrokowego. Gośka jeszcze nie umie powiedzieć sobie w twarz, że ma autystyka w domu. Na razie chce tylko pomocy, zrozumienia i wsparcia. I snu, przespanej choć jednej nocy. Jest tak bardzo zmęczona. Te wymówki ją wykończyły.
|
Komentarze
Prześlij komentarz