FIRMA

Image by engin akyurt from Pixabay 




Monika jest zupełnie nowa w FIRMIE. Zachwycona, że przeszła wieloetapową rekrutację, młoda, pełna entuzjazmu, świeża. Praca w TEJ FIRMIE to prestiż. Koleżanki ze studiów gratulują i zazdroszczą po cichu takiego farta. Jak Monika się wykaże to za kilka lat będzie mieć własny gabinet, służbowe auto i pięciocyfrową wypłatę wcale nie z jedynką z przodu. Kredytu brać nie będzie musiała.
Póki co musi się wdrożyć. Najlepsza na roku, zawsze stypendium, pełna marzeń i chęci do pracy. 

Noc przed pierwszym dniem w TEJ FIRMIE nieprzespana. Adrenalina tańczyła w żyłach. Uśmiech od ucha do ucha i zapał taki, że mogłaby całe pole przeorać.
Szybko nowe koleżanki sprowadziły ją do parteru. Szczerze mówiąc to nawet na poziom minus. Minus dziesięć. 
Kierownika jej działu akurat nie było. Nikogo więcej nie znała. Na recepcji też było pusto. Weszła dalej i nie bardzo wiedziała dokąd iść. Nikt nie zwrócił na nią uwagi. Eleganckie kobiety, w markowych garsonkach chodziły w jedną i drugą stronę. Śmiały się głośno, coś omawiały, dyskutowały, wydawały polecenia i znikały za szklanymi drzwiami. Monika stała i patrzyła na nie (na kobiety, nie na drzwi) zauroczona. Cała reszta pracowała w open space. Młodzi ludzie pochłonięci zadaniami. 
Gdy przyszła recepcjonistka wskazała jej miejsce, dała stos dokumentów do wypełnienia. Przyniosła laptop, z którym to Monika miała się nie rozstawać przez najbliższe osiem godzin. Takiego cacka nigdy nie miała. Najnowszy model. Piękny. Cudny.
Nagle podeszła do niej jak burza jakaś kobieta i tonem nieznoszącym sprzeciwu, kazała migusiem zrobić na wczoraj raporty na podstawie dokumentów, które rzuciła jej na biurko. I pobiegła dalej. 
Monika zdenerwowana zaczęła je przeglądać. Nie dostała żadnych wytycznych. Zapytała kogoś obok, jak to zrobić, ale dziewczyna mniej więcej w jej wieku, powiedziała słodko: "Radź sobie". I wróciła do swojej pracy. Każdy pochylony nad monitorem. Nikt ze sobą nie rozmawiał. Tylko te eleganckie babki koło czterdziestki, pewnie managerki, supervisorki ze sobą gadały. Czuły się pewnie. Były zresztą pewne siebie. Młodsze towarzystwo skupione nad laptopami stukało w klawiaturę nie mówiąc ani słowa. 
Monika wyszła do kuchni. Chciała kogoś poznać, zagaić. Zawsze towarzyska nigdy nie miała z tym problemu. Tutaj natomiast tylko szepty, spojrzenia i uśmieszki. Ktoś zwrócił jej uwagę, żeby przyniosła lepiej swój kubek, bo nie lubią tutaj jak się pije z czyjegoś kubka. Zero pytań o imię, stanowisko. Cokolwiek. Nic. 
Wróciła do biurka. Pracowała bez wytchnienia. O 20.57 zaniosła tamtej kobiecie wymagane dokumenty. Była w swoim biurze. Zaskoczyła ją. Akurat z kimś rozmawiała w swoim gabinecie. Przygryzała usta, oblizywała je. Widać było, że nie prowadzi biznesowej rozmowy. Gdy Monika po cichu położyła jej dokumenty na biurku, tamta skwitowała, że zapomniała jej powiedzieć, że te raporty nie są już niepotrzebne. Jakże dobrodusznie. I kiwnięciem ręki odesłała ją z gabinetu, patrząc na swojego rozmówcę jakoś tak dziko. Chyba z pożądaniem. Monika zbyt zmęczona nie była do końca pewna, co takiego widziała. A widziała Kamilę, managerkę w sytuacji z jakimś ważnym dyrektorem, w jakiej nie powinna była jej widzieć. To gafa. 
Poza tym popełniła jeszcze jeden błąd. Nieświadomie. Raporty zrobiła bezbłędnie, szybko. Jej poprzednicy nie dawali rady. Nie wiedzieli nawet jak się do tego zabrać, a piątki w indeksie od góry do dołu. Ta małolata zaś zrobiła dokładny, niemal profesjonalny raport. Kilka poprawek i Krzysztof - kierownik działu byłby zadowolony. Jej samej zajęło to dobre dwa tygodnie, by ogarnąć temat, a tu gówniara robi jej konkurencję. Pozbyć się jej tak szybko to nie byłaby jednak dobra strategia. Lepiej wyssać ją do cna. Dopiero wtedy wyrzucić. Najlepiej z hukiem.
Monika pracuje więc nieświadoma. Kamila podrzuca jej coraz to nowe zadania. Monika choć zmęczona wykonuje je dobrze lub bardzo dobrze. Nie ma odwagi się postawić nadgodzinom. Wie, że musi sobie zapracować na dobrą opinię. Jest częścią TEJ FIRMY, dużo się uczy. Jeszcze nie miała czasu, by spotkać się ze swoimi dziewczynami i im wszystko opowiedzieć. W sumie to nawet nie ma co. Przychodzi na dziewiątą oficjalnie, ale tak naprawdę jest w biurze przed ósmą, by jeszcze skorygować i sprawdzić dane dokumenty. Dojeżdża do centrum autobusem i tramwajem czterdzieści minut. Nie ma jeszcze auta. W pracy nie spędza ośmiu godzin z półgodzinną przerwą. Zazwyczaj wychodzi jako jedna z ostatnich. Najszybciej po osiemnastej. W FIRMIE jeszcze nie zawarła znajomości. Wie jak kto ma na imię, bo noszą identyfikatory. Rozmowy w kuchni są zdawkowe. O pogodzie, korkach na mieście. Czasem to tylko pytania, kiedy mikrofala będzie wolna lub czy wody starczy na dodatkową kawę. Zmowa milczenia. Jak ktoś bliżej się zna to nie porusza osobistych tematów przy innych. Panuje tu chłód. Skandynawski. Kamila też z nią nie rozmawia, podrzuca tylko różne zadania. Nie informuje jak wykonała poprzednie. Kierownik ciągle w biegu z telefonem przy uchu lub siedzi w gabinecie wpatrzony w laptop. Raz tylko w windzie zapytał, jak się pracuje. Powiedziała, że intensywnie. Uśmiechnął się tylko i odebrał właśnie nadchodzące połączenie. 
Recepcjonistka z przyklejonym uśmiechem i drżącymi dłońmi, kiedy podchodzi do niej ktoś z kadry zarządzającej. Nie ma łatwo dziewczyna, bo jej obrywa się za wszystko. Za zepsuty czajnik, cieknący kran, brak Internetu czy niedokładnie posprzątane biurka. A ona jako wizytówka firmy, będąca na pierwszym planie musi spokojnie odpierać ataki. Widać, że przeżywa. 

Monika się nie denerwuje, czuje się tylko jakoś tak niewygodnie. Jakby była niewidzialna. Jak śrubka w wielkiej maszynie, która coś tam łączy, ale jej zupełnie nie widać. Inaczej to sobie wyobrażała. Szkolenia, burze mózgów, wspólne narady, przyjazną kadrę kierowniczą, która wspiera i nadaje tempo pracy. Tu, w TEJ FIRMIE, każdy chowa się za swoim biurkiem. Nie istnieje prywatnie. Tylko ci wyżsi stopniem pozwalają sobie na jakieś rozmowy. Tylko oni się naradzają w konferencyjnej. Reszta nie istnieje.
Nie wypada jednak marudzić. Inni za pracę w TEJ FIRMIE daliby się pokroić. Wyśmialiby jej oczekiwania. Kazaliby posypać głowę popiołem i się nie wychylać.
Monika więc z pochyloną głową pracuje ciężko. Daje z siebie wszystko. Jest cicha i szybka. Za cicha i za szybka. Kamila bez skrupułów daje jej swoje zadania do wykonania nawet jej o tym nie informując. Potem oczywiście sama się pod tym podpisuje. Kto by pomyślał, że dziewczę po studiach jest tak kumate? Kamila wykorzystuje więc swoją przewagę na stanowisku i zamiast robić raporty, flirtuje z tamtym dyrektorem, z którym Monika ją kiedyś przypadkiem przyłapała. Pracowała w takim kąciku, że Kamila ze swojego szklanego królestwa nie mogła jej dostrzec. Zachowała pokerową twarz, choć stopę miała już między jego udami. I to nie przypadkiem. Pracowała ciężko na swój awans. Z jednej strony urabiała owego dyrektora, pokazując mu swoje najlepsze strony, ale wcale niesłużbowe. Rzec by można raczej, że w koronce, koszulce albo i bez. Najlepsze strony w różnych pozycjach na stole, dywanie, blacie, krześle czy tylnym siedzeniu samochodu. 
W oczach swojego bezpośredniego przełożonego też chciała uchodzić za fachowca i wsparcie niejakiej Moniki bardzo jej pomagało. Do czasu. Do czasu gdy wyżej wymieniony przełożony został też dłużej w pracy i zainteresował się, czego to Monika nie umie, skoro siedzi po godzinach. To już trzy miesiące jak tu pracuje. Powinna już wiedzieć, o co chodzi. A Monika owszem wie, ale kończy właśnie raport dla pani Kamili. Kierownik go przejrzał, wydał mu się znajomy i postanowił zatrzymać do analizy, na co Monika sprzeciwu nie wyraziła. No bo jak, skoro to jej obowiązek? Obowiązek tak, ale Kamili jak się okazało po kilku dniach, a o czym Monika nie wiedziała. Skoro przełożona dawała jej polecenia to ta je wykonywała. Proste. 
W następnym tygodniu jednak bomba wybuchła. Z gabinetu Kamili słychać było krzyki. Awantura z kierownikiem. Ostra. Kamila wrzeszczała jak opętana. Machała rękoma, chodziła nerwowo w tę i we w tę. 
Monika pierwszy raz została zaproszona na naradę, ale zanim się na niej zjawiła, Kamila złapała ją w toalecie i wysyczała tak, żeby inne słyszały. 

Ukradłaś mi raporty. Tyle ci pomogłem, a ty tak się odpłacasz? Gdyby nie ja, to już dawno by cię zwolnił, bo nic nie robisz dobrze. Ja wszystko koryguję. Żadnej wdzięczności! Może Ty z nim spałaś, skoro tu jesteś? Żmijka. 


Monikę zatkało. Co ukradła? Z kim spała? Wykonywała tylko swoją pracę ponad etat. Najlepiej jak umiała. Nikt nie miał zastrzeżeń, a jak kierownik czegoś nie aprobował to mailem lub osobiście informował, co i jak ma być zrobione. Wdrażała się szybko. Tylko te raporty dla Kamili ją obciążały, ale za ambitna była, by się poddać. 
Szybko ułożyła układankę. Zrozumiała, że stała się pionkiem w jakiejś grze. Nie wiedziała tylko jakiej. Na naradę przyszła zdenerwowana, ale rzeczowo opisywała na forum swój zakres obowiązków. Kamila wszystkiemu zaprzeczała twierdząc, że każdy raport wykonała samodzielnie i cała w pretensjach krzyczała, jakim prawem wierzy się jakiemuś dziecku, a nie doświadczonemu i oddanemu pracownikowi. Doświadczenia nie można było jej odmówić, a oddania. No cóż. W ostatnim czasie jej priorytetem była FIRMA owszem, ale nie jej dobro ogólne, lecz awans osobisty, jaki zamierzała przyspieszyć romansując z dyrektorem. Chodziła po cienkiej linii. Właśnie z niej spadała i chwytała się każdej możliwości, by nie spaść. Dowody były jednak jednoznaczne. Kopie z laptopa Moniki, kamery i przybliżenia na jej monitor, tak by można było ocenić czym się zajmuje. Kamila nie okazując skruchy nie miała szans. Zwolnienie ze skutkiem natychmiastowym. Darowano jej dycyplinarkę pod warunkiem, że jeszcze dziś opuści FIRMĘ. 
Karma wróciła ze zdwojoną siłą. Straciła pracę, a wkrótce też ukochanego, którego żona dowiedziawszy się o romansie dość szybko użyła znajomości, by zapewnić Kamili zakaz pracy w ich branży. 
A Monika? Nie zajęła gabinetu Kamili, o nie. Życie to nie bajka. Nie było kierownika na białym koniu który zdobył jej serce i żyli długo, i szczęśliwie. 
Owszem zebrała dobre opinie. Dostała umowę w TEJ FIRMIE na czas określony na 3 lata. Nawet mały awans. Jednak po odejściu Kamili dużo się nie zmieniło. Atmosfera była nadal chłodna. Każdy wpatrzony w ekran monitora, niewidzący świata poza FIRMĄ. A FIRMA wysysała z nich soki hektolitrami. 
Monika szybko nauczyła się asertywności i była czujna na wypadek kolejnej podłożonej świni. Zdobyła nowe doświadczenia i po roku odeszła ku zaskoczeniu kierownika, który pukał się w głowę. 
Założyła własną firmę. Powoli, zdobywa klientów i ich zaufanie. Na apartament w centrum zapewne nie będzie jej stać, ale mieć go po to, by inni zazdrościli i bywać w nim tylko na noc? Szkoda życia. 
W SWOJEJ FIRMIE ma kontakt z ludźmi, uśmiecha się i rozmawia. Pracuje, by żyć. Po prostu.

Komentarze

Popularne posty