Ogólnopolski Dnia Przedszkolaka

 



Ogólnopolski Dnia Przedszkolaka !!!
Przedszkole!!!
Och co to były za czasy! Środek lat osiemdziesiątych, kiedy to jedynakom było bardzo ciężko dostać się do przedszkola. Mój Tatko pomagał w pewnej placówce przez kilka tygodni (oczywiście za darmo), by mnie przyjęli.
Pójście do przedszkola było dla mnie przygodą. Nie płakałam za mamą. Ponoć pierwszego dnia latałam po sali z parówką w ręku. Byłam dzieckiem pełnym energii. Gadułą, śmieszką, tancerką wiecznie w ruchu i niejadkiem. Podobno nie jadłam nic. Ja tam nie pamiętam bym była głodna, ale panie załamywały ręce. Wiem jednak, że raz gdy coś zbroiłam to kazano mi wymyślić sobie karę. Genialna ja uznałam, że za karę nie będę nic jeść. Pani oczywiście wybuchnęła śmiechem i powiedziała, że za karę to ja właśnie coś zjeść muszę. Masz ci los
Trzy światy ze mną były!!!
Łamałam ręce (dwie na raz), by za równo rok powtórzyć wyczyn i ponownie złamać górną kończynę (tym razem tylko jedną bez konieczności przeprowadzenie ingerencji chirurgicznej). Po operacji na przepuklinę skakałam po łóżku, w sali przedszkola biegałam po stołach. No diabeł z anielskimi włosami.
A raz gdy na leżakowaniu się zsikałam w majtki, nikomu się nie przyznałam i kazałam paniom wzywać mamę wmawiając wszystkim, że jestem strasznie chora. Z przejęcia aż faktycznie dostałam temperatury, która dziwnym trafem spadła gdy tylko mama zjawiła się w przedszkolu i od razu zdemaskowała moje kłamstwo. Nabrałam wszystkich z panią dyrektor włącznie. Do dziś mi to rodzice wypominają.
Na balach przebierańców byłam królewną, pszczółką, krakowianką. Tańczyłam jak szalona. Nie pamiętam rannego wstawania o piątej. Cały ten przedszkolny czas kojarzy mi się dobrze. Uwielbiałam filmy rysunkowe, które chętnie oglądam jako dorosła kobieta. Smerfy, Gumisie, bajki Hanny Barbery czy Walta Disney definiowały ten mój mały świat.
Byłam ponoć sympatycznym i uśmiechniętym urwisem. Poza mlekiem z kożuchem, budyniem, galaretką, kisielem i szpinakiem wspominam przedszkole bardzo dobrze. Lubiłam je, miałam też narzeczonych i koleżanki. I zawsze jakieś siniaki na nogach, bo przecież jak ciągle byłam w ruchu to zawsze trzeba było o coś zahaczyć.
Lubię wracać do tamtych lat, cudownej beztroski i zabawy. Bardzo doceniam, że miałam takie zwyczajne i piękne zarazem dzieciństwo.
PS. Zdjęcie zrobione na skraju lasu na Zazamczu (tu się wychowałam) w moim rodzinnym Włocławku.
A Wasze przedszkolne wspomnienia?

Komentarze

Popularne posty