WYKOŃCZENI(E)

 



Wpadacie na genialny pomysł - chcemy dom!
Oj marzenie tak piękne, że aż niemożliwe, ale mimo to jeździcie, szukacie, liczycie kasę. Jeszcze jesteście zgodni, bo przecież chcecie domu. Jest sielanka i banan na twarzy. gdyby nie uszy, śmialibyście sie dookoła głowy.
W końcu jest. Dom piękny, cudny, idealny! Kredyt co prawda jak w huk, ale co tam! Raz się żyje. Zaciśnie się pasa i starczy. Chodzicie już po stanie surowym i oczami wyobraźni widzicie te pokoje, salony, łazienki. Cieszycie się jak dzieci. Będzie tak wspaniale. I jest. W wyobraźni jego i jej, bo każde z Was widzi co innego. Ona pastele, miękkie tkaniny i gruby dywan, po którym będzie biegać boso. On natomiast czerń, jakieś instalacje na wierzchu i beton. Przecież o tym marzył całe życie. Ale że wszystko jeszcze w sferze mrzonek, więc jest spoko loko. Każdy zadowolony.

Potem wyczekany odbiór, może i opóźniony, bo deweloper dał ciała albo ekipa Pana Zenka nie wyrobiła się na czas. Nieważne. Dom jest Wasz. Z kredytem w huk, ale Wasz!
I od tego dnia wszystko się zaczyna. Dokładniej mówiąc, zaczynacie nowe życie i poznajecie się na nowo.
- Dywan? Oszalałaś? Nie pasuje do betonu!
- Beton? Klepki ci urwało? Beton to w garażu, a nie w salonie. Jak on się z beżem będzie komponował?
- Beżem? Kobito, pogięło cię? Jeszcze róż dołóż żeby bardziej kiczowato było!
- Coś ty powiedział? Jak kiczowato? Beton to dopiero dno! Dno dna! Boże, co za bezguście!
- Bezguście? Takiego se chłopa wzięłaś!
- Chyba ślepa byłam! 

I te pe. I te de.

Każdego dnia konwersacja wygląda podobnie. Jesteście bardzo kreatywni. Prześcigacie się w epitetach i nie spijacie sobie już z dzióbków. W dziób natomiast sobie nawzajem byście chętnie przyłożyli.

Kłótnie o kolory płytek? 
Gdzie tam, o odcienie!
O centymetry w salonie, bo ona chce witrynę, a on jeszcze sprzęt musi gdzieś wyeksponować.
O kształt nóżek od kanapy.
O wysokość lamp w salonie.
O uchwyty w kuchni.
O marszczenie zasłonek i rodzaj talerzy.

Rekordziści rozwiedli się przy drugiej łazience, inni znów tak się pokłócili o firanki, że projektant musiał być ich mediatorem, ale zanim do tego doszło usłyszał, że on nie opuszcza klapy od sedesu i zostawia wszędzie skarpetki, a ona nie zakręca pasty i nie potrafi zrobić flaczków.
Oj tak, architekci i projektanci to by fortunę mogli zbić dając cynk z usłyszanych tekstów scenarzystom seriali, bo tylko skłóceni małżonkowie potrafią tak na siebie wrzeszczeć. Wówczas to nawet najnudniejsze tasiemce wnet zyskały by widzów, wszak lubimy jak żona mężowi oczy wydrapuje, bo rozmiar jej nie pasuje. Rozmiar płytek, gwoli ścisłości:)
Albo, gdy małżonek swojej lubej tak ciśnienie podnosi (że ta cała czerwona i wrzeszczy) w takiej sypialni na ten przykład, gdzie zamiast jej wymarzonej toaletki ląduje wystawka z jego kolekcją zabawek. Żeby chociaż erotycznych jak to na alkowę przystało, gdzie tam! Jego klocków lego czy latami zbieranych resoraków!

Pokłócić się zatem można  dosłownie o wszystko. To jest dopiero sprawdzian dla związku. Z boku patrząc boki można zrywać, ale będąc w butach któregoś małżonka niekoniecznie. Remont to już raczej obojgu bokiem wychodzi.

Urządzanie wspólnego gniazdka sto taki tyci teścik dla pary. I dopiero wówczas wiadomo czy to oni wykończyli dom, czy też dom wykończył ich:)

A u Was jak było?

HISTORIA CHOINKOWEJ BOMBKI

 





Ula, prawie 11 wiosen

HISTORIA CHOINKOWEJ BOMBKI
Była raz sobie choinkowa bombka, którą każdy nazywał inaczej. Raz miała na imię Ruby, a innym razem Trix i Cola. Jej prawdziwe imię pochodziło z dalekiej krainy, gdzie zrobiono jej rodziców i ją samą. A więc bombka najbardziej lubiła jak mówi się do niej Serduszko, bo tak nazwali ją rodzice. Jednak nigdy nie narzekała, że ktoś ją przezywa, przecież nikt nie wiedział jak ma na imię.
Dzieci w domu nazywały ją jak chciały, bo bombki i ludzie nie rozmawiają, a więc jak Serduszko mogła im powiedzieć jak ma na imię?
Pewnego razu tata dzieci chciał zrobić porządek w ozdobach świątecznych, ponieważ zbliżała się Wigilia. Te bombki były już stare i zakurzone, więc papcio chciał się ich pozbyć. Serduszko miała dużo sióstr i braci, dlatego wszystkie ozdoby były takie same. Jednak ta wyjątkowa bombka miała z tyłu napis, który brzmiał: „Merry Christmas” (Czytaj: Mery Krysmes). Tata jednak go nie zauważył, choć wiedział, że dzieci uwielbiają Serduszko. Po prostu wyrzucił ją i jej rodzeństwo. Było wtedy dość późno, toteż wszystkie bombki spały i nic nie zauważyły. Gdy Serduszko się obudziła krzyknęła tak, że obudziła caaaaały karton. Kompletnie nie wiedziała gdzie jest, ale tak kochała dzieci, ich rodziców, pozostałe bombki i choinkę, na której była zawieszana, że postanowiła wyruszyć w podróż i odnaleźć dom w którym mieszkała.
Opowiedziała o swoim pomyśle rodzeństwu, a oni uznali, że to bardzo dobra idea. Bombki już powyskakiwały z pudeł i były gotowe do podróży. Serduszko ucieszyła się, że ma aż takie wsparcie. Wkrótce cała gromada rozpoczęła podróż. Okazało się, że tata wywiózł karton na śmietnisko, które znajdowało się obok lasu. Serduszko rozpoznała go od razu, bo wiedziała, że za nim znajduje się jej ukochany dom, a dzieci pewnie bardzo tęsknią.
Bombki zdołały się już przedostać przez górę śmieci i ruszyły do lasu.
- Ależ ta zielona kraina duża! - wykrzyknęły bombki. Niestety gdy cała gromada znalazła się wśród drzew, zaczęła się noc.
- Musimy tu przenocować. Nie ma innej opcji - powiedziała Serduszko.
- Las w nocy wydaje się coraz bardziej straszny - wyszeptały bombki.
- Nie martwcie się - powiedziała Serduszko. - Jutro dotrzemy do naszego ukochanego domu.
To podniosło inne bombki na duchu. I zasnęły wraz z Serduszkiem.
Nagle usłyszały huk. Nie wiedziały. Na szczęście bombki uświadomiły sobie, że jest dzień i mogą wracać do domu. Najstarsza z bombek - Sunny, policzyła wszystkich i okazało się, że brakuje Belli. Bombki bardzo się zmartwiły, ponieważ Bella była najmłodsza i nie wiedziały, gdzie ona jest.
Cała gromada ruszyła w głąb lasu. W pewnym momencie Serduszko zobaczyła czerwoną kokardę - tą, którą Bella zawsze nosiła. Podniosła ją i zobaczyła, że bombka oddaliła się od grupy. Bardzo zmartwiona usłyszała krzyk, pobiegła tam i zobaczyła Bellę. Była zadowolona, że ją znalazła, ale nie wiedziała, gdzie są inne bombki. Zaraz po tym coś wyłoniło się z mgły i szło w stronę Serduszka i Belli. Przestraszone nie wiedziały, co to jest, lecz zaraz potem ujrzały poroże. To był RENIFER KOMETEK. Bombki bardzo się ucieszyły, że go spotkały. Opowiedziały mu całą historię i powiedziały, że zaraz jest Wigilia i muszą trafić do domu, i na choinkę. Kometek zaoferował im pomoc, a potem poszło jak z górki. Serduszko i Bella wsiadły na renifera i pognały przez głąb lasu. Nagle Serduszko zobaczyła dom i powiedziała Kometkowi, że muszą tu wysiąść i podziękowała mu.
- Nie ma za co - odpowiedział Kometek. - Jeszcze się kiedyś spotkamy.
Bombki pognały do domu. Drzwi otworzył im tata i bardzo się ucieszył, że je widzi, ponieważ był on tak naprawdę SWIĘTYM MIKOŁAJEM. Wszystkie bombki o tym wiedziały. Serduszko opowiedziała Mikołajowi co zaszło i, że nie wie gdzie jest jej rodzeństwo. Wtedy Święty Mikołaj wybuchnął śmiechem i powiedział, a nawet pokazał, że rodzeństwo Serduszko już wisi na choince. Cała gromada się bardzo ucieszyła, że się widzi. A zaraz potem Serduszko i Bella także wisiały na choince. Zapowiadały się naprawdę piękne Święta...

 
Podoba Ci się?
Daj o tym znać:)
Image by Pixabay

"LISTY DO EMKI" - Święta...

 




"LISTY DO EMKI"


Z kupnem prezentów Ilona jak zwykle miała problem. Emka wybawiła ją z kłopotu, bo wynalazła gdzieś w internetach prosty przepis na robienie świec. Nakupowała więc markecie budowlanym słoików różnej wielkości. Zamówiła materiał jutowy, wstążki, rafie i inne dziwactwa, by te słoiki jakoś przyozdobić i wieczorami, kiedy to już wsparły w kuchni dziewczyny na Kwiatowej, matka i córka mieszały olejki zapachowe ze specjalną miksturą. Zrobiły dużo różnych świec. Elegancko je opakowały i miały gotowe, i oryginalne prezenty. Ilona nie była zwolennikiem kupowania drogich i wymyślnych gadżetów. Preferowała upominki własnoręcznie zrobione. Pomysł ze świecami świetnie wpisywał się w taką ideę. Kobieta doskonale pamięta, jak Mateusz nakręcił dla niej filmik na urodziny i jak namalował obraz, bo mu wspomniała, że ma gołą ścianę w sypialni. Poniesiony koszt finansowy był niewielki, ale ten emocjonalny ogromny...


(...)


W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany dzień – wigilia. Pojawił się w towarzystwie białych śnieżynek, co do złudzenia przypominało Ilonie bezczelnego dziada, który najechał jej królestwo czerwonych krwinek. Z tą różnicą jednak, że zima złych zamiarów nie miała, a armia Hieronimów owszem. Na razie Ilona trzymała się dzielnie maksymy zapożyczonej od Scarlett i każdego dnia obiecywała sobie, że o swoim problemie pomyśli jutro...


Podoba Ci sie ten post?
Podaj go dalej.
Chcesz zamówić moją skiążkę? Daj mi znać!
Przed świętami jeszcze zdążymy.
Przy zamówiniu min. 2 egzemplarzy przesyłkę paczkomatem opłacają moje elfy:)
Obserwuj moja stronę Poli Ann
Warto!

LAS

 



Dzis trochę prywaty, ale spokojnie już nie o chorobach:)
Jestem w trakcie zmiany miejsca zamieszkania. Od lat nasze marzenie czekało na realizację. W końcu pierwsza noc w domu - TYM DOMU, urządzanym krok po kroku, którego wykończenie nas mało nie wykończyło (o pieniądzach nie wspomnę, ale o kłótniach na temat choćby klamek już tak - oj można kruszyć kopie o kształt uchwytów, rodzaj kosza do prania, kolor pojemników czy talerzy:) Wojny są toczone o różne NIE(ważne) rzeczy. Coś czuję, że jeszcze na temat jakiś tekst popełnię
Póki co patrzę sobie na moją urokliwą tapetę (tu na szczęście sporu nie było) i myślę sobie - rety, czad, piękna jest. Taka jak życie, bo ten las kusi, pociąga, zachęca. Jest mroczny, czasem ma prześwity, położony raz na równym terenie, raz pnący się ku górze, by za chwilę prowadzić w dół. Nigdy nie wiesz co będzie, kogo spotkasz, czy dasz radę, ale mimo to idziesz, bo jest tak cudnie.
U mnie są schody, trzeba zatem iść na górę, ale jest czas by odsapnąć, nacieszyć oko, podumać. Wszystko jest po coś.
Taka myśl więc na dziś - UDANEJ WYPRAWY, dokądkolwiek idziesz. I pamiętaj, nawet w najmroczniejszym lesie znajdzie się jakaś polana.


Zdjęcie dzięki uprzejmości i wykonane przez Pana Rafała Wassilowa - Decoraf

PORTRETY


 



Równie dwa lata temu, 6. grudnia światło dzienne ujrzał mój debiutancki tomik opowiadań - PORTRETY. To było niesamowite trzymać w ręku swoją książkę, z tekstami, które miały leżeć głęboko w szufladzie...

Czym są 'PORTRETY"?

To 21 historii z życia wziętych. Portrety maluję w głowie od ponad dwóch lat. Moim pędzlem są słowa, płótnem blog, a inspiracją życie. To historie przeżyte, usłyszane, zobaczone. Każdy mógł ich doświadczyć, a może właśnie je przeżywa lub za chwilę odczuje na własnej skórze.

To PORTRETY kobiet, mężczyzn, dzieci. To miłość, nienawiść, zazdrość, współczucie, smutek, radość, szczęście, porażka, odwaga i strach. Z takich emocji utkane jest przecież życie, dlatego nasze portrety mogą być niepokojące, intrygujące, piękne lub brzydkie. Ale nigdy mdłe. Taka właśnie jest ta książka. Wciąga, wzrusza, bawi, uczy, intryguje, szokuje.

Opowiadania ukazały się we współpracy z Wydawnictwem Borgis. Zakupicie je tutaj:

https://ksiegarnia.borgis.pl/portrety,id93301.html

Książka to przecież zawsze udany prezent!

Pięknych Mikołajek!

I pamiętajcie, można się realizować, zawsze, trzeba tylko marzyć, chcieć, działać i rozwinąć skrzydła!

Przytulam w ten mroźny poranek.


KOMPLEMENT

  - Ładna sukienka. - No coś ty, stara. - Ślicznie dziś wyglądasz. - Nie przesadzaj. - Do twarzy ci w tych okularach. - E tam. Zwykłe oksy. ...